Szacunek do życia

Momentami mam takie dni, że czuję ogromne przywiązanie do świata. W tym współczucie do wszystkich istot żywych. Jest to coś silniejszego niż na codzień, gdy i tak mam spory szacunek dla życia. Każdego robaka, pająka - gdy przypałęta się do mojego domu - łapię i wypuszczam na zewnątrz. Chyba jedynie mrówki musiałem potraktować trutką. Mam nawet dziwne wrażenie, że zwierzęta w niezrozumiały dla mnie sposób wyczuwają moje intencje, że nie chcę im zrobić krzywdy lecz im pomóc. Ułatwiają mi całą czynność. Muchom otwieram okno i pokazuję ręką - wystawiając ją na zewnątrz, że tędy mogą wylecieć i... one zazwyczaj od razu wylatują. Pająki przykrywam szklanką i od dołu zamykam kartką papieru, po czym wypuszczam.

Szedłem zatem na jakieś spotkanie i na ulicy, na pasach, zobaczyłem rozjechanego gołębia. Jego wnętrzności zostały rozprasowane w dość cienką, płaską formę z przekrojem narządów wewnętrznych. Gdy przechodziłem na pasach - zobaczyłem jak między nim a czekającymi na zielone samochodami kucnął inny gołąb. Nie wiem czy był jakoś przywiązany do tego drugiego, nieżywego już gołębia. Może chciał jakoś ochronić zwłoki przed dalszym przejeżdżaniem go przez samochody. Widziałem kiedyś film, w którym jeden pies pomagał drugiemu potrąconemu przez samochód opuścić jezdnię, co mi przypominało to zachowanie. Gołąb gołębiowi już nie był w stanie pomóc. Odleciał w ostatniej chwili przed samochodem.

Stałem tam patrząc na to wszystko i czułem spory smutek i współczucie dla obu gołębi. Szczególnie do tego który już sobie nie pożyje. Bezradność wobec zaistniałej sytuacji.

Ta śmierć wydała mi się wyjątkowo bezsensowna. Nie była spowodowana starością. Nie był to przepływ energii do innego organizmu żywego. To był dramat zwierzęcia, zakończenie życia spowodowane beztroską człowieka. Człowieka, który bardzo się spieszy nie wiadomo dokąd i nie wiadomo po co. Być może by jak najszybciej usiąść na wiele godzin przez telewizorem żłopiąc przy tym piwo.