Typy współpracy w organizacjach

W dniu 8 maja 2019 r. w ramach Dni Przedsiębiorczości Poznań uczestniczyłem w warsztatach organizowanych przez Turkusowy Poznań. Nazwa warsztatu "Gra_my w turkus_love - warsztaty z grywalizacją" z początku mocno mnie zniechęciła. Dopiero dzięki "Ludzkim Spotkaniom", na których byłem dwa dni wcześniej, organizowanym także przez Turkusowy Poznań - przemogłem się i zdecydowałem się zarejestrować i wziąć udział. Wcześniej nie miałem do czynienia z "turkusem" i nie wiedziałem o co w nim właściwie chodzi.

Początek warsztatu średnio mi się podobał. Usiedliśmy w kręgu. Ja na tyle niefortunnie, że plansze z projektora miałem za plecami. Poznaliśmy kilkanaście osób zaangażowanych w Turkusowy Poznań. Niezbyt komfortowe było dla mnie też filmowanie całego tego warsztatu. Prowadząca przypominała trochę ubiorem "dzieci-kwiaty". Jakieś słowa padały z jej ust, ale nie mogłem ich do niczego przypasować. Jedynie zrozumiałem tyle, że człowiek niczym "wańka-wstańka" dąży do równowagi i że mam się skupić na ciągu kolejnych 20-minutowych doświadczeń, które mają wkrótce nastąpić. Mam obserwować siebie, jak się czuję w pięciu kolejnych typach organizacji opisanych w książce "Pracować inaczej. Nowatorski model organizacji inspirowany kolejnym etapem rozwoju ludzkiej świadomości" Frederic Laloux. Zostaliśmy podzieleni na 5 zespołów.

Każdy z typów organizacji był oznaczony kolorem. Opis organizacji przypisanej do danego koloru można sobie przeczytać na obrazku poniżej.


Źródło: https://www.facebook.com/turkusowypoznan/

Najpierw doświadczyłem pracy w organizacji bursztynowej (paradygmatu bursztynowego)

Mieliśmy służyć królowej, która zaczęła od ustawienia wszystkich na baczność i ostrzeżenia przed wychodzeniem poza swoje role pod groźbą kary.
Królowa miała pomysł, byśmy ułożyli dla niej postać człowieka z puzzli. Przydzieliła nam bardzo szczegółowe role - zostaliśmy pionkami jak na szachownicy. Ja zostałem jednym z gońców i moim zadaniem było "przekazywanie puzzli które podadzą mi wieże do pionków, które miały ustawiać je na planszy (mogłem także przekazywać pionkom sugestię, gdzie mają położyć puzzla)". Wieże miały zadanie "wyboru puzzla i przekazania go do gońców". Z kolei pionki miały układać puzzle w odpowiednich miejscach.
Królowa odczytała nam edykt, z którego wynikało m.in. że ma ona zawsze rację i zabraliśmy się do pracy.
Ciekawe było, że zupełnie przyjemnie było być takim niewiele znaczącym pośrednikiem między wieżami a pionkami. Sama postać królowej byłą dla mnie dziwnie pociągająca. Mimo, że ciągnęło mnie by od razu ustawiać puzzla w odpowiednim miejscu - to trudno byłoby mnie posądzić o złe wykonywanie swojej roli pośrednika. W trakcie prac odczytywano kolejne edykty, które miały pomóc w realizacji zadania. Nie udało nam się ułożyć puzzli. Królowa była rozczarowana.

Kolejny był paradygmat turkusowy

Stanęliśmy wspólnie przy stole i rozpoczęliśmy od napisania swoich imion na karteczkach i przylepienie ich sobie.
Każdy mógł wybrać karty z zestawu - na których były opisy jaką ma pełnić role i jakie cele realizować.
Mi przypadło "pilnowanie czasu" (to akurat o mnie pasuje, bo lubię kontrolować czas), "samoorganizacja" (to w zasadzie ciekawe na ile to można kontrolować w ogóle, czy na to wpływać - chyba bym mógł przypominać, że każdy może robić co uzna za odpowiednie), "realizowanie zadań zgodnie ze swoimi wartościami" (tego akurat mi zawsze brakowało w rzeczywistym życiu).
Niektórzy tych kart sobie wybrali nawet osiem.
Każdy opowiedział o wybranych przez siebie kartach i zabraliśmy się do pracy.
W tym przypadku każdy każdemu pomagał, każdy też układał i pomagaliśmy sobie nawzajem.
Bez problemu ułożyliśmy człowieka z puzzli.
Może warto wspomnieć, że za każdym razem układaliśmy nie ten sam, ale inny obrazek. Raz był to układ kostny człowieka, raz układ krwionośny itd.

Następny był paradygmat pomarańczowy (korpo)

Apodyktyczna pani prezes poinformowała nas o zadaniu do wykonania (znów układaliśmy puzzle). Kontakt z prezesową był możliwy jedynie przez Accounta. Account - na postawie niejasnych przesłanek - wyznaczył Teamleadera. Zakończenie zadania w terminie miało dać nam premię.
Przystąpiliśmy do pracy. Po chwili okazało się, że niezbędne są co 2-minutowe szczegółowe raporty - "ile puzzli zostało ułożonych?" i "jaki to procent całości?". Prace często przerywał nam Account, który kawałki układanki poprawnie ułożone ale niepołączone z resztą nam rozwalał - jako psujące mu raporty.
Dla lepszego samopoczucia i tolerancji wobec osób leworęcznych mogliśmy układać układankę jedynie lewą ręką.
Potem dostaliśmy nakaz, by układać jedynie ramkę obrazka.
Następnie okazało się, że mieliśmy przenieść całą - nieułożoną jeszcze - układankę w zupełnie inne miejsce na sali - przy czym każdy podczas przenoszenia mógł wziąć do ręki jedynie jeden puzzel.
Jeszcze później okazało się, że brakuje paru elementów - co psuło wszystkie dotychczasowe raporty - przez co zwolnili nam Accounta. Pani Prezes była akurat na urlopie i musieliśmy czekać, ale doczekaliśmy się brakujących elementów.
Pomimo trudności ostatecznie zakończyliśmy sukcesem i dostaliśmy premie.
W tym przypadku zabawna była walka z ogarniającymi z zewsząd bezustannymi absurdami. Była to ciągła walka o wykonanie pracy z bezsensownymi narzuconymi z góry nakazami. Jedynie postawa nas, pracowników, doprowadziła projekt do sukcesu.

Kolejny był paradygmat czerwony

Tutaj na "dzień dobry" dowiedzieliśmy się, że nic nie znaczymy i najlepiej by było od razu nas wyrzucić, że mają szansę przetrwać tylko najsilniejsi i albo skończymy pracę jako pierwsi - albo jest ona nic nie warta.
Zabraliśmy się do roboty. Kawałki układanki leżały najpierw pod stołem. Podnieśliśmy je na stół.
Potem dostaliśmy polecenie, że mamy podzielić wszystkie puzzle na dwie osobne grupy (z liczbami parzystymi oraz nieparzystymi z tyłu) i każdy mógł układać tylko wewnątrz swojej grupy. Bardzo mocno utrudniało to ułożenie układanki.
Potem szefowa była niezadowolona, bo liczby 6 i 9 nie wiadomo czy znalazły się w odpowiednich grupach.
Cały czas otrzymywaliśmy nieprzyjemne komunikaty, np. "Dlaczego nic nie robisz?", "Dlaczego jesteście tacy beznadziejni?"
Okazało się, że brakuje jednego puzzla do ułożenia fragmentu brzucha i szefowa ogłosiła, że nagrodę dostanie ten który go znajdzie. Puzzla miała schowanego sama szefowa, a nagrodą za wyrwanie jej tego puzzla był ostatecznie jej uścisk dłoni.
Ostatecznie ułożyliśmy obrazek, ale raczej trochę z powtarzalności zadania, trochę własnej inicjatywy i nastawienia na jego ułożenie. Było też już czuć, że niektórzy w ogóle nie słuchali rozkazów, a byli nastawieni na osiągnięcie sukcesu (czyli w ich mniemaniu ułożeniu puzzli).

Ostatnim paradygmatem był zielony

Usiedliśmy razem przy okrągłym stole. Mieliśmy podać dłonie uczestnikom po bokach, zamknąć oczy i głęboko odetchnąć.
To było jedyne miejsce, gdzie mogliśmy też na spokojnie przed wykonaniem zadania napić się wody.
Każdy miał opowiedzieć coś o sobie. Mimo ciepłej atmosfery - odczuwałem już zmęczenie tymi warsztatami. Nie miałem ochoty zabierać głosu.
Pewnym plusem było to, że w tej organizacji można było nawet odejść od wykonywania zadania. Jedynie inni mieli się na to wspólnie zgodzić.
Napisaliśmy swoje imiona na kartkach - można też było narysować koło imienia obrazek. Niektórzy narysowali kwiatki czy słoneczka.
Zaczęliśmy od dyskusji - którą stroną będziemy układać puzzle.
Mieliśmy do dyspozycji kartkę z gotowym obrazkiem człowieka po jednej stronie, a po drugiej stronie z poprawnie ułożonymi liczbami opowiadającymi pojedynczym puzzlom.
Z początku pomyślałem, że łatwiej będzie układać stroną z liczbami. Byłem już przemęczony, a poprzednie osoby wszystkie chciały układać stroną z ludzikiem. Zgodziłem się na to, nawet nie mówiąc co bym chciał. Mieliśmy w grupie jeszcze jedną osobę, która też chciała układać stroną z liczbami. Po chwili się dostosowała do większości. Jednak nie czuła się z tym dobrze. Później stwierdziła, że traci się indywidualność nawet przy pracy w takiej miłej atmosferze.
Ja zauważyłem, że mieliśmy w zespole jedną osobę narzucającą mocno swoje racje. Szczególnie jakoś odczułem to w zielonej organizacji, gdzie powinno dojść się zawsze do konsensusu i brać pod uwagę zdanie wszystkich.
Puzzle ułożyliśmy z sukcesem.

Część warsztatowa się zakończyła. Usiedliśmy na krzesłach. Facylitatorzy, bo tak nazywano osoby przypisane do danego koloru, opisywali bardziej szczegółowo swój paradygmat. Później mikrofon krążył między uczestnikami i organizatorami - opisywane były doświadczenia z warsztatów. Porównywano kto się czuł gdzie dobrze lub źle, jak mu się współpracowało, jak współpracowała grupa... itp.

Podsumowanie

Zdawało mi się, że podszedłem do warsztatów na luzie. Chciałem doświadczyć każdego koloru, choć jednocześnie chyba podświadomie uznałem, że porażką byłoby zostać zwolnionym czy wyrzuconym. Nawet z takich organizacji, które były dość nieprzyjemne (bursztynowy, pomarańczowy). Jedynie w czerwonej organizacji w którymś momencie przestało mnie obchodzić czy zakończymy w ogóle zadanie. Mieli mnie nawet wywalić, ale ostatecznie wywalili kogoś innego. Nie zadbałem o takie potrzeby jak nawodnienie organizmu czy odpoczynek (może powinienem bardziej momentami odpuścić), co przypłaciłem pod koniec sporym zmęczeniem.

Ciekawe było to, że jedna koleżanka z zespołu wyleciała "z pracy" aż w trzech organizacjach - bursztynowej, pomarańczowej i czerwonej. Na tej podstawie wysnuła wniosek, że woli pracować sama. Mówiła ona, że w każdej organizacji miała poczucie zatracenia swojej indywidualności.

Inna uczestniczka bardzo silnie przeżyła spotkanie z pomarańczowym paradygmatem. Na samym początku zakomunikowała, że odchodzi z tej "pracy". Wprowadziło to jej "szefową" w osłupienie. Uczestniczka opowiadała o swoich doświadczeniach życiowych - 15 lat życia spędziła na pracy w korporacji i nie chciała już nigdy więcej do tego wracać. Z jej ust padło, że teraz już po latach korporacje powoli zmieniają się na lepsze - jednostki w ramach tych organizacji bardziej ze sobą współpracują, są nawet jakieś miłe słowa na święta czy prezenty... itp.

W jakiś sposób zachwiało doświadczanie kolorów - mocne skupienie się uczestników na celu. Cel, mimo, że nie był opisany w każdej organizacji - to był jasny i zrozumiały dla wszystkich. Prawidłowe ułożenie puzzli było czymś oczywistym. Nawet jeśli w jakieś organizacji od nas tego nie wymagano (szczególnie w czerwonej) - to i tak było czymś, co chcieliśmy już zrobić (niejako automatycznie).

Budzić wątpliwości może ilość osób zaangażowana w wykonywanie tak prostej czynności jak ułożenie puzzli. Pracę do wykonania w niecałe 2 godziny przez zespół 6 osób - mogła by bez problemu wykonać jedna osoba i to w znacznie krótszym czasie.

Ogólnie nasuwa się pytanie: na ile praca w grupie jest czymś lepszym niż praca w pojedynkę. Ile potrzeba dodatkowej energii do zarządzania grupami ludzi, do podzielenia zadań, do kontrolowania wykonywania tych zadań. Wydaje mi się, że dopiero w przypadku sprawdzonego zespołu, znającego się już dłuższy czas - praca wspólna daje podobne efekty jak praca w pojedynkę.

Jeden z uczestników uznał, że ułożenie puzzli było dla niego mało skomplikowanym zadaniem i ta czynność była jedynie dodatkiem. Z mojego punktu widzenia - ułożenie puzzli samemu rzeczywiście było prostym zadaniem. Ułożenie ich w zespołach tworzyło cały szereg trudności.

Podejście krytyczne

Niestety w praktyce wydaje mi się, że to pod przykrywką miłej atmosfery do współpracy - to może chodzić o to, by wycisnąć z człowieka jak najwięcej. By ten, nieświadomy zmarnował swoje życie w pogoni za wykonywaniem jakichś zadań z góry.

Mechanizmy psychologiczne jakie są wykorzystywane:
Człowiek zazwyczaj lubi mieć władzę (nie lubi władzy nad sobą typu "zrób to i tamto") i robić to co sam uznaje za odpowiednie. Dokładniej chodzi o mylne wrażenie, że człowiek wykonuje jakąś pracę "dla siebie". Oczywiście nic dla siebie nie wykonujemy tylko zawsze "dla kogoś".
Narzucenie samemu sobie odpowiedzialności za które nie wiadomo czy dostaniesz pieniądze (wykorzystywana jest chęć do samorealizacji czy posunięcia projektów naprzód).

Na zdrowy rozum całe to szkolenie nie miało aż tak wiele sensu. Pewien autor książki próbował zamknąć organizacje w pewne ramy - stąd te kolory/paradygmaty.
Pośrednicy (autorzy warsztatu z Turkusowego Poznania) próbowali te paradygmaty na powrót zmieniać w realne organizacje (co już samo w sobie jest wątpliwe).
Następnie na podstawie tych nieistniejących w rzeczywistości organizacji, zbudowanych przez pośredników na postawie książki - ludzie mieli opisywać swoje doświadczenia.

W praktyce turkus był szczególnie zabawny. Podczas układania głupich puzzli wybierasz sobie, "realizację celów zgodnych z własnymi wartościami". Jakim to celem jest ułożenie puzzli nie potrzebnych nikomu do niczego. Puzzli, które po chwili zostaną przemieszane dla kolejnej grupy?

Lubię idealizacje, więc taki podział na paradygmaty/kolory jest dla mnie czymś przyjemnym do rozważań, przemyśleń.